sobota, 25 stycznia 2014

Siedem

Maja
Po zjedzonym obiedzie ja udałam się do kuchni pozmywać naczynia a Oskar i Bartek wyszli do ogrodu pograć w piłkę tak jak to obiecał siatkarz mojemu synowi dzień wcześniej.
 Kiedy skończyłam zmywać wyszłam na taras. Usiadłam na jednym z leżaków i przyglądałam się temu co wyrabiają siatkarz i Mały. Kurek o dziwo nie kopał piłki ale delikatnie rzucał ją na ręce Oskarka, który próbowała ją odbijać. Sama nie wiem ile czasu tak siedziałam przyglądają się temu co robią. Kiedy tak patrzyłam uśmiech mimowolnie wkradał się na moją twarz. Dwóch najważniejszych facetów w moim życiu świetnie się bawiło. W tamtej chwili zaczęłam żałować, że kilka lat temu nie powiedziałam Bartkowi prawdy. Zastanawiałam się nad tym jak wyglądałoby teraz nasze życie kiedy poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że jest  to dłoń Kurka.
- Nie chciałbym przeszkadzać ale - zaczął - mógłbym prosić o coś do picia? - zapytał robiąc maślane oczy.
- Jasne, że tak - odpowiedziałam z uśmiechem i udałam się do kuchni po napoje dal całej naszej trojki. Po chwili wróciłam na taras z tacą, na której były trzy szklanki, dzbanek soku pomarańczowego i talerzyk z ciastkami. Nalałam każdemu soku.
- Jejku nawet sobie nie wyobrażałem, że tak małe dziecko może mieć tyle energii w sobie - powiedział Bartek kiedy siedzieliśmy na tarasie popijając sok.
- Chyba mi nie powiesz, że Oskar Cię tak wymęczył?
- No troszkę tak - odpowiedział z uśmiechem.
Nie długo było nam dane posiedzieć i porozmawiać ponieważ Oskarek stwierdził, że Bartek musi z nim jeszcze pograć. Siedziałam na leżaku kiedy Mały zawołał:
- Mamo chodź pograsz z nami.
- Oskar ale ja nie umiem grać.
- Bartek Ci pokaże, proszę - powiedział robiąc maślane oczka.
Chcąc nie chcąc nie miałam wyjścia i musiałam do nich dołączyć. Zabawom i wygłupom nie było końca. Dopiero kiedy na dworze zaczęło się robić chłodno weszliśmy do domu. Około godziny 20 wyszłam odprowadzić z synkiem Kurka do bramy gdzie było zaparkowane jego auto.
- Dziękuję za mile spędzone popołudnie - powiedział Bartek.
- Nie to my dziękujemy, że nas odwiedziłeś - stwierdziłam.
- Nie ma za co naprawdę się świetnie bawiłem.
- Bartek kiedy znowu do nas przyjdziesz? - zapytał siatkarza Oskar.
- Kiedy tylko będziesz chciał i kiedy twoja mama się zgodzi.
Pożegnaliśmy się z Bartkiem a kiedy ten wsiadł do swojego samochodu i odjechał zabrałam syna do domu. Kiedy Oskar już spał postanowiłam trochę poczytać książkę. Było jakoś po 23 jak udałam się pod prysznic a następnie udałam się do sypialni i od razu zasnęłam.

Obudziłam się parę minut przed ósmą. Ubrałam się i poszłam do pokoju synka.

 Kiedy weszłam, od razu zauważyłam, że Małym nie najlepiej się czuję. Zmierzyłam mu gorączkę, termometr wskazywał 38 kresek. No i co ja teraz zrobię? - pomyślałam przecież cioci nie ma a ja muszę iść do pracy. Nie mając innego wyjścia postanowiłam, że zadzwonię do prezesa z prośbą o tydzień urlopu. Podczas rozmowy opowiedziałam szefowi to, że Oskar się rozchorował i nie mam go z kim zostawić. Prezes zrozumiał tą sytuację i powiedział, że mam pojawić się w klubie dopiero w niedzielę podczas pierwszego meczu Lube w nowym sezonie serie A. Zaraz po śniadaniu pojechałam z synem do lekarza, który od razu stwierdził, że to tylko przeziębienie. Wypisał wszystkie potrzebne lekarstwa i zapowiedział żebym nie wypuszczała syna przez tydzień na dwór. Po powrocie do domu położyłam Oskara do łóżka, włączyłam mu bajkę a sam postanowiłam coś ugotować na obiad. Cały dzień minął na tym, że przesiedzieliśmy z Małym u mnie w sypialni oglądając bajki. No bo co można robić z dzieckiem, które jest chore i ma gorączkę. Następnego dnia obudził mnie telefon, spojrzałam na zegarek. Była godzina 9:34.
- Halo - powiedziałam lekko zaspana.
- Cześć Maja - przywitał się Bartek.
- O hej.
- Dzwonię zapytać jak tam Oskar się czuję, bo prezes powiedział, że nie będzie Cię przez cały tydzień bo jest chory.
- A dziękuję, że dzwonisz. Teraz już lepiej, byłam z nim u lekarza i okazało się, że to tylko przeziębienie, posiedzi parę dni w domu i na pewno mu przejdzie.
- To dobrze. W takim razie życzę Małemu powrotu do zdrowia i do zobaczenia.
- Do zobaczenia - pożegnałam się i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Dzień minął nadspodziewanie szybko. Rozmawiałam z ciocią, która dzwoniła zapytać co u nas a także z mamą. Po południu odwiedziła nas Oliwia. Po dwugodzinnych pogaduszkach musiała niestety jechać bo dostała ważny telefon z firmy. Wieczorem kiedy Oskarek zasnął postanowiłam trochę ogarnąć w domu a następnie sama udałam się spać. Tydzień minął bardzo szybko, nim się obejrzałam był piątek. Mój syn zdążył już wyzdrowieć. W piątek z samego rana kiedy się ubrałam i przygotowałam śniadanie zadzwoniłam do Bartka, że jeśli ma dziś czas to może wpaść do mojego domu na kolejną lekcję włoskiego, które ostatnio trochę zaniedbaliśmy z powodu choroby Małego. Umówiłam się z przyjmującym na godzinę 18.  Na kilka minut przed 18 usłyszałam dzwonek do drzwi. Ruszyłam je otworzyć kiedy ubiegł mnie w tym syn.

Bartek
- Cześć Bartek - powiedział otwierając przed mną drzwi Oskar.
- Hej maluchu - przywitałem się przybijając z chłopcem "żółwika".
- Cześć - koło nas pojawiła się Majka.
- Dzień dobry - powiedziałem i cmoknąłem dziewczynę w policzek.
- Wchodź dalej - oznajmiła zapraszając mnie do salonu.
Zanim wzieliśmy się za kolejną lekcję włoskiego musiałem obiecać Oskarowi, że po jej skończeniu obejrzę z nim bajkę. Lekcja trwała jakieś dwie godziny. Zaraz po niej całą trójką zasiedliśmy na salonowej kanapie żeby obejrzeć jak zdecydował Mały "Shreka". 

Oglądaliśmy bajkę kiedy zauważyłem, że Maja i Oskar zasnęli. Wyłączyłem telewizor a sam ułożyłem się wygodniej na kanapie nie chcąc ich budzić. Obudziłem się z dziwnym przeczuciem, że nie jestem u siebie w domu. Zorientowałem się, że zasnąłem razem z Majką i jej synkiem na kanapie i tu spędziłem całą noc. Głowa dziewczyny leżałam na moim ramieniu a chłopiec wtulony był w bok swojej mamy. W tej chwili przez moją głowę przeszła myśl, że tak właśnie chciałbym żeby wyglądała moja rodzina. Ale czy kiedykolwiek mogłem na to liczyć? Po chwili obudziłam się Maja. 
- Tylko mi nie mów, że przespaliśmy tak całą noc? - zapytała.
- Właśnie tak było.
- Jejku ja Cię tak strasznie przepraszam.
- Nie no co ty, przecież to nie twoja wina.
- Własnie, że moja bo gdyby Oskar nie wymyślił tego oglądania to nie musiałbyś spać całą noc na kanapie.
- Oj przestań, przecież to tylko dziecko - powiedziałem a w tej chwili obudził się chłopiec.
Maja oznajmiła, że skoro już nocowałem u nich to ona nie pozwoli mi wyjść bez śniadania. Kiedy jedliśmy naleśniki do domu weszła pani Jola, która wróciła z podróży. 

Mamy kolejny. Rozdział zostawiam co do oceny wam i liczę, że z chęcią będziecie go komentować.
Pozdrawiam serdecznie, Klara.
Do soboty!

6 komentarzy:

  1. No zapowiada się świetnie :)
    To musiał być słodki obrazek jak spali na tej kanapie.
    Czekam na kolejny i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwwwhh:** jakie to słodkie. Bartek tak się martwi o Oskarka, gra z nim w piłkę i w ogóle. A ta scenka na koniec rozdziału taka rozczulająca, ach! Widać, że Maja i Kurek strasznie do siebie pasują.
    Więcej takich rozdziałów ;]

    http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś czuję, że ciocia Jola pomyśli sobie coś innego o Bartku na śniadaniu :P
    Faktycznie tworzą taką szczęśliwą rodzinkę :] A Majka ewidentnie nie powiedziała siatkarzowi, że jest z nim w ciąży i zwiała do Włoch...
    Nie mogę doczekać się, kiedy coś między nimi zacznie się dziać (oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa) :P
    Widać, że są dla siebie ważni, Oskarek też bardzo polubił przyjmującego... To niech któreś z nich zrobi krok w tym kierunku!
    Świetny ^^
    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń